wtorek, 13 stycznia 2015

Od Melloow - C.D Benjamina

- Kocurze… nie gap się tak na mnie – zaczęłam z pół-uśmiechem. – Jestem z Wiednia. 
- Umiesz po niemiecku? – roześmiał się.
- Ja – przytaknęłam. – Ty po francusku?
- Si – roześmiał się. Mieszkaliśmy stosunkowo blisko. Przerwaliśmy rozmowę patrząc na ekran. Sportowy kanał. Piłka nożna. Benjamin spojrzał na mnie i  już chciał przełączyć, kiedy zabrałam mu pilota i pogłośniłam.
- Przygotowuje się do gola… i… gooooool! – krzyczał spiker. 
- Yes! – krzyknęłam wybijając pięść do góry. 
- Kto gra? – zapytał Ben przyglądając się flagom w lewym górnym rogu. Po chwili spojrzałam na niego ze złośliwym uśmieszkiem. 
- Niemcy i Francja – rzuciłam z szerokim uśmiechem. – To… Niemiec właśnie strzelił gola.
- Hej, przecież pochodzisz z Austrii!
- Nie ważne! Dla większości do jedno i to samo – zaśmiałam się i skupiłam na meczu. Mecz już chwilę trwał… dzięki strzelonej bramce wynik wynosił 3:4 dla Niemców. 
- Poczekaj chwilę… właściwie, ile masz lat? – zapytałam chłopaka.
- 18 – mrugnął.
- Skończone? 
- Tak – wyszczerzył zęby. 
– Ja też – roześmiałam się. – Poczekaj – rzuciłam, zerwałam się i pobiegłam do pokoju. Wyjęłam z torby opakowanie z sokiem jabłkowym. Na pierwszy rzut oka. To mój sposób na przemycanie piwa. Nie wiem, jakie panują tu zasady, ale olać wszystko, jestem pełnoletnia! Wzięłam z kuchni dwa kubki i ruszyłam do salonu.
- Co tam niesiesz… soczek? – wyszczerzył zęby Ben. 
- Jabłkowy. Najlepszy – postawiłam karton i szklanki na stoliku. Nalałam napój do szklanek i podałam Benjaminowi. – Smacznego! – chłopak nieufnie powąchał picie. Po chwili na jego twarz wkradł się uśmiech i powiedział:
- Nie ładnie, nie ładnie! – pogroził mi palcem, kiedy upiłam łyk. – Nie wolno tu pić. Nawet pełnoletnim. Dobrze, że pewne osoby lubią się sprzeciwiać – roześmiał się i także upił łyk. – Jak dawno nie piłem… takiego pysznego soczku – dokończył kiedy zauważyliśmy przechodzącą nauczycielkę. 
- Dobra, dobra, mecz jest tak? – wyszczerzyłam zęby. Ten, kogo kraj wygra, stawia następnym razem, co? – rzuciłam niezależące od nas wyzwanie. 
- Stoi! – chłopak uścisnął moją dłoń, i zawzięcie zaczęliśmy kibicować naszym. Po pół godzinie mecz dobiegał końca.
- No nie pieprz, że remis! – jęknęłam dopijając piwo. 
- Niechże któryś strzeli bramkę! – zaczął bulwersować się Ben. 
- Czekaj… - uciszyłam go ręką. Niemiecki gracz biegł z piłką, już miał strzelić, kiedy… przejął ją Francuz! Kopnął z całej siły, a piłka razem z gwizdkiem odbiła się od obramowania bramki.
- Ja pierdolę, grają jak patałachy! – krzyknęłam.
- Nie ważne – westchnął Ben wyłączając telewizor. Popatrzyłam za okno, ściemniało się…

<Ben? ;3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz