- Nie pozwalaj sobie! - rozesmialam się uwodzicielsko - poza tym gwizdanie jest nieestetyczne - wydęłam policzki. I jeszcze raz obrzuciłam go spojrzeniem. Miał jasną skórę, ciemne, rozwichrzone włosy i był na oko z 15 c wyższy ode mnie. Przystojny.
- Oj tam, oj tam - odrzekł chłopak.
- Nie mów ,,oj tam oj tam" bo wtedy umiera jednorożec - pogroziłam mu palcem.
- Oj tam, oj tam - roześmiał się chłopak - pomóc ci? - zapytał i otworzył boks bez mojej odpowiedzi.
- Jest czysty jak łza - przejechałam dłonią po grzbiecie Espady. - Ale możesz ogarnąć kopyta, to umyję wędzidło - uśmiechnęłam się uroczo. Jakie to miłe, kiedy ktoś proponuje odwalić za ciebie kawałek roboty.
- Jasne! - usłyszałam chłopaka. Zauważyłam jeszcze tylko, jak ledwo dotyka nogi Espady, a ten ja podnosi. Grzeczny konik. Kiedy wróciłam, kopyta były gotowe.
- Dziękuję - rzuciłam odrzucając na plecy kucyka - tak właściwie... to przydałoby się też przelecieć Delię - rzuciłam od niechcenia.
- Przelecieć powiadasz? Ładna chociaż? - uniósł zawadiacko brwi Benjamin.
- Ładniejszej nie znajdziesz - wydęłam wargi otwierając boks, który był zaraz koło Espady. Chłopak cmoknął i powiedział:
- Rzeczywiście urocza. I czysta - dodał z ulgą.
- Czysta?! Patrz ile tu jest kurzu! - powiedziałam z udawanym oburzeniem, przejeżdżając po zadzie klaczy zgrzebłem.
- No, no, czeka nas ciężka praca - zadumał się.
- Żartuję. Muszę jej posmarować strzałki dziegieciem. Strasznie błotniste te pastwiska… - zaczęłam grzebać w skrzynce.
- W takim razie ja ją przelecę z wierzchu - wyszczerzył zęby w uśmiechu, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Po chwili klacz mogła mnie z dumą reprezentować.
- To jak, teraz moje konie? - zapytał unosząc brwi Ben.
- Zależy od tego, jak bardzo są brudne - roześmiałam się nawijając na palec kosmyk włosów.
- Tym razem to ja żartowałem. I tak zaraz znowu się wypaprają. Dasz się zaprosić na herbatę? Zimno dzisiaj - uśmiechnął się perliście. Chuchnęłam w dłonie.
- Kawę - roześmiałam się.
- Jak sobie życzysz - ukłonił się dworsko chłopak. Ruszyliśmy wiec do stołówki, gdzie chłopak kupił kawę i herbatę, z którymi ruszyliśmy do salonu. Przed kominkiem było przytulnie i ciepło. Podwinęłam pod siebie nogi, naciągnęłam rękawy swetra i upiłam łyk gorącego napoju. Nie przeżyłabym bez kawy. Ległabym jak zepsuta zabawka.
- Tak właściwie, to skąd się tu znalazłeś? Tacy jak ty nie spadają z nieba - uśmiechnęłam się błyskając zębami.
<Benjamin? Na razie nie pokazuje pazurków xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz