Obudziły mnie dzikie wrzaski John'a i Nivan'a. Usiadłem po turecku i zacząłem przecierać oczy. Zobaczyłem, że Nivan ma na głowie kask i próbuje wyjąć jednego Winstona z paczki John'a. W powietrzu unosiła się kupa dymu. Odwróciłem się i zobaczyłem Steven'a, który śmiał się wniebogłosy. Nagle moją uwagę przykuł pakunek na moim stoliku. Nie zważałem na to, że tamte dwa wyjce, które drą się jak w operze, wręcz mnie taranują. Zbliżyłem rękę do dość ciężkiego prezentu i powoli go otworzyłem. W środku zobaczyłem dwie książki o Sherlock'u Holmesie... czułem jak ślina staje mi w gardle. Podniosłem wzrok na Steven'a, na którego łóżku toczyła się bitwa na śmierć i życie, pomiędzy Nivan'em i John'em... tyle zachodu i paczkę papierosów?! Chłopak się do mnie uśmiechał. Ja nie zareagowałem tylko wziąłem książki, usiadłem w kącie na moim fotelu (tak dalej jest tylko mój!) I zagłębiłem się w lekturze.
- Nivan?- powiedział Steven.
- Co?
- Czy... jak myślisz podoba się mu?
- Hmmm... nic nie powiedział, tylko poszedł do kąta... tak, raczej mu się podoba!
- Skąd niby wiesz?!- John dorzucił swoje trzy grosze.
- Tak myślę! Chyba nad Stuartem trzeba będzie pomyśleć i robić badania... nowy humanoidalny gatunek, Stuartus miltus totalus!- wrzasnął na co chłopaki parsknęli śmiechem, a ja się uśmiechnąłem pod nosem.- A teraz dawaj jednego!- wrzasnął.
- Nie!- John znów zaczął uciekać. Podniosłem wzrok na Steven'a, który ciągle na mnie patrzył.
- Dzięki...- wyszeptałem wręcz niedosłyszalnie, ale widocznie on wyczytał z ruchu warg co powiedziałem...
(Steven? Wyjce w operze -.-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz