Zmartwił mnie fakt, że wałacha nie ma. Wyszliśmy, ze stajni i zaczęliśmy go szukać. Obeszliśmy większość miejsc, a jego nie było. Czułam jak zbierają mi się łzy w oczach. Bryan to zauważył, zagrodził mi drogę i oparł ręce na ramionach.
-Ej spokojnie, znajdziemy go całego i zdrowego.-Powiedział, a ja się lekko uśmiechnęłam. Zaczęliśmy iść w stronę pastwisk.
-Ja pójdę w lewo, a ty w prawo.-Powiedział Bryan, a ja kiwnęłam głową i skręciłam w daną stronę. Przeszłam około pięciu set metrów zauważyłam Grajka. Leżał na ziemi, co bardzo mnie zaniepokoiło. Rzuciłam się biegiem w jego stronę. Po kilkunastu sekundach byłam już przy nim. Odpięłam siodło, a wałach wstał. Okazało się, że ktoś założył tu drut kolczasty, o który się zaczepił. Złapałam wodzę i zaczęłam go prowadzić do stajni. Po paru minutach byłam w stajni oglądając konia uważnie, kiedy nie stwierdziłam nic poważnego założyłam mu derkę i poszłam po apteczkę, żeby odkazić mniejsze rany. Kiedy wracałam do boksu zauważyłam, że Bryan wchodzi do stajni.
Bryan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz