-Dobrze, tylko się tak nie wściekaj kochanie.-odpowiedziałem żartobliwie.
-Yff...Jak ty mnie wkurzasz.-powiedziała chcąc mnie uderzyć lecz zrobiłem unik.
-Do zobaczenia jutro.-uśmiechnąłem się biegnąc do swojego pokoju. Gdy już wszedłem do pokoju Camper nie przywitał się co było bardzo dziwne i do tego nigdzie go nie było. Zacząłem go gorączkowo szukać...Pff....Jak taki duży pies mógł się zgubić i to w pokoju. Jak miałem się już kłaść spać to usłyszałem lekkie piszczenie...Tak jakby pod moim łóżkiem, szybko wstałem i zajrzałem pod łóżko o dziwo był tam Camper ciężko oddychający, byłem przestraszony, nie wiedziałem o której jest otwarty weterynarz więc z niecierpliwością czekałem na godzinę szóstą. Gdy już ta godzina nastała to szybko wziąłem go na ręce poszedłem z nim do auta delikatnie kładąc go na tylne siedzenie.
(Lena? Dramatyzm musi być)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz