Kobiety, tego nie zrozumiesz... Wszystko odbierają inaczej! Westchnąłem i wściekle przeczesałem dłonią włosy. Nawet nie mogę jej gonić... Ani nic! Uderzyłem pięścią w ścianę. Bolało jak choler.a, ale pomogło. Czułem w ręce tępy ból, który był jednak bardzo orzeźwiający. Poszedłem do łazienki, zamknąłem drzwi i wziąłem zimny prysznic. Lodowata woda działała uspokajająco, więc kiedy wyszedłem z łazienki, mimo że trzęsłem się z zimna, byłem uspokojony. Chciałem iść do Phoenix'a, wskoczyć na niego i wyżyć się na torze, ale nie miałem takiej możliwości, ogier został w akademii. Chciałbym być Rudym, który może rozszarpać poduszkę i zrobić co mu się podoba...
Nagle usłyszałem trzasniecie wejściowych drzwi. To musiała być Leyci. Minęło już sporo czasu, byłem ciekaw co robiła tyle czasu, ale bałem się jej możliwego wyglądu. Wpadła do pokoju jak burza, na którą właśnie zbierało się za oknem. Wyglądała paskudnie. Miała podrapana twarz, ramiona i rozdarte ubrania. Opuchniete i czerwone oczy ewidentnie wskazywały na płacz. Gdy ją zobaczyłem, serce mi się skroiło. Dziewczyna przygryzla wargę i minęła mnie bez slowa.
- Leyci... - szepnąłem, ale drgnela tylko i trzasneła drzwiami od łazienki. Niemal bez ruchu czekałem aż się ogarnie, i wyjdzie. Siedziała tam dwie godziny, łącznie z suszeniem włosów. Kiedy w końcu wyszła, zaczynało zmierzchać. Kiedy pokój zalal się złotym światłem zachodzacego słońca, wtedy wyszla ona.
- Leyci, wiesz że nie to miałem na myśli! - zacząłem z wyrzutem.
- Przestań! - warknąła. - Ciągle zachowujesz się jakbyś myślał tylko o seksie!
- Przepraszam cię bardzo, jestem facetem, tak?!
- A ja kobietą, i co?! - zaczęła krzyczeć.
- Macie zupełnie inne myślenie! - zacząłem ją atakować, ale po chwili ogarnąłem się. - Daj spokój, przecież cię nie zgwałcę... - chciałem się do niej zbliżyć, ale powstrzymałem się. Oczy jej się zaszklily, ale ze złością przetarła je tylko wierzchem dłoni.
- Czasami mam wrażenie, że jesteś zwierzęciem, które jedyne co ma z człowieka, to popęd seksualny! - zmrużyła oczy i mierzyła mnie wzrokiem. Miałem ochotę wywrócić oczami, ale powstrzymałem się.
- Mężczyźni mają większe potrzeby... - zacząłem ostrożnie. - Ale to nie znaczy, że myślimy tylko o jednym - szybko dokończyłem kręcąc głową. Dziewczynie chyba zabrakło pary, bo podeszła do okna, za którym zbierały się ciemne chmury. Niebo przecieła błyskawica, więc jednym ruchem zamknęła okiennice i oparła się o parapet. Widać, że szargały nią sprzeczne emocje. Miałem tak cholerną ochotę ją przytulić, objąć, zapewnić że wszystko ze mną w porządku.
- Leyci... - zacząłem raz jeszcze, a głos mimowolnie mi się załamał. Czułem w gardle piekącą suchosć, której nie złagodziła by żadna woda. - Leyci, ja... Ja nie chcę cię stracić!
<Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że krótkie i lipne ;_; nic więcej nie wymyśle ;c>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz