-Nie jesteś kurwą, nawet tak nie myśl. Jesteś moją księżniczką. Kocham cię i do niczego cię nie zmuszam.
Powiedziałem ujmując jej twarz i obracając w swoją stronę. Oczy dziewczyny błyszczały od łez a jej wargi drżały. Ciężko było mi się teraz uśmiechnąć ale mimo wszystko to zrobiłem. Dziewczyna postarała się odwzajemnić gest. Westchnąłem cicho po czym delikatnie musnąłem jej wargi. Kiedy się od niej odsunąłem postanowiłem się podnieść. Podałem jej koszulkę, którą założyła. Zrobiłem to samo ze swoją, z szafy wziąłem nasze kurtki.
-Po...
-Chodź.
Podałem jej rękę i pomogłem jej się podnieść. Założyłem jej kurtę a potem sam narzuciłem na siebie swoją. Chwyciłem rękę Mellow i zaprowadziłem ją do drzwi, przy okazji z szuflady biurka wyjąłem małe pudełeczko. Mell nawet nie zauwarzyła, że schowałem coś w swojej kieszeni. Przekręciłem klucz po czym otworzyłem drzwi, puściłem Mell przodem. Kiedy mijaliśmy salon rzuciłem wzrokiem na rodzinę która jadła kolację. Moja ciocia zmierzyła mnie wzrokiem, odpowiedziałem jej tym samym chłodnym spojrzeniem. Nawet nie weszliśmy, bez słowa wyszliśmy z domu. Prowadziłem Mellow przez Javols, zaczynało kropić ale olałem to. Szliśmy dalej mimo tego, że czasem Mellow rozglądała się po okolicy. Krople deszczu spadały coraz to gęściej i oprócz tego były większe. Przyśpieszyliśmy kroku, i po kilku minutach minęliśmy kamienny mostek. Zaraz za nim był las do którego w porę weszliśmy. Zaczęło lać jak scebra. Teraz jedynie pojedyncze krople kapały z liści, odgłosy kropel uderzających o kamienną ścieżkę były bardzo intensywne i głośne. Mimo tego, że po kilkunastu minutach deszcz przedzierał się przez drzewa szliśmy dalej.
-Ben. Zimno mi.
Dziewczyna trzęsła się, jej kurta przemokła tak samo jak spodnie i buty. W pośpiechu ściągnąłem z siebie kurtkę, była przeciw deszczowa. Narzuciłem ją na plecy Mellow.
-Ale...
Nie dałem jej dokończyć bo wpiłem się w jej usta, założyłem jej kaptur od swojej kurtki po czym oderwałem się od niej. Chwyciłem znów jej dłoń po czym znów prowadziłem ją za sobą.
~*~
Po kilkunastu minutach wyszliśmy z lasu i przed nami ukazał się stary kościół. Jego kolumny były rośnięte bluszczem a na dachu zagościł mech. Bez wachania wszedłem do środka, Mellow troche się wahała ale mimo wszystko weszła. Rozejrzała się po wnętrzu budynku, puściłem jej rękę po czym stanąłem jej na drodze. Klęknąłem po czym z kieszeni wyciągnąłem pudełeczko. Mellow spojrzała się na mnie lekko przestraszona.
-Czy...ty mi się oświadczasz ?
-Gorzej.
Zaśmiałem się po czym otworzyłem pudełeczko, oczom dziewczyny ukazał się pierścionek który należał do mojej mamy.
-Mellow lá Dios. Czy zostaniesz moją dziewczyną ?
Spojrzałem się w jej oczy, przez chwilę patrzyła się na pierścionek ale nie czekałem długo aż odwzajemni spojrzenie.
(Mellow ? Może trochę krótkie i takie bez ładu i składu ale cóż)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz