- Ja... jasne - powiedziałam - czemu nie? - dodałam i cmoknęłam zniecierpliwiona na Espadę, który zaczął jeść śnieg.
- Myślisz, że mamy szanse? - zapytał.
- Sprawdźmy to! - krzyknęłam z uśmiechem i spięłam mojego konia. Natychmiast ruszył równym galopem, jednak pogoniłam go szybciej. Benjaminowi nie trzeba długo czasu na reakcję. Koń ochoczo zarzucił łbem i przyspieszył. Dawno nie pozwalałam mu się tak rozpędzać, a teraz serio ruszył z kopyta. Nie musiałam się oglądać, żeby widzieć metr za sobą Bena na pędzącym Promesse.
- Zważywszy na to, że to nie Ailes... wygrywam - krzyknął roześmiany Ben, gdy łeb Promesse wyprzedził łeb Espady.
- Zobaczymy! - odkrzyknęłam i pożądnie ścisnęłam mojego ogiera. Zniżył łeb i wydłużył galop, to czegoś, co niektórzy nazywają cwałem. Pierwszy raz jechałam tym na oklep, i prawdę mówiąc, miałam nadzieję, że mój tyłek jest serio przyklejony do grzbietu, a ja nie latam jak szalona piłka. Ben robił półsiad, więc jego koniowi było lżej. Mimo to mój Bello nie poddawał się tak łatwo...
Wystawiłam chłopakowi język, a on wykrzywił się, na co wybuchłam śmiechem. Teraz chciałam tylko pędzić i pędzić... cholera! Przed nami wyrósł las, a ja nie miałam ochoty na spotkanie pierwszego stopnia z drzewem, dlatego zadziałałam dosiadem i zwolniłam do wolnego galopu, a sekundę później do stój. Ben wyprzedził mnie, zrobił szeroki łuk, po czym czekałam minutę, aż uda mu się zwolnić do stępa.
- Wygrałem! - krzyknął.
- Oh, to nie były wyścigi! Miałam tylko sprawdzić, czy się nadajesz... - prychnęłam udając oburzenie.
- I jak? - uniósł brwi z uśmiechem.
- I się nadajesz - dokończyłam wydymając policzki.
- Twoje zdanie wiele dla mnie znaczy, kotku - powiedział zbliżając się z Promesse.
- Wiem - prychnęłam rozbawiona.
- Ale to nie Ailes, jego jeszcze nie widziałaś - uśmiechnął się szelmowsko.
- Zobaczę za miesiąc. A następnym razem przedstawię ci Delilę.
- Oh, ja już kiedyś przelecieliśmy, pamiętasz? - mrugnął zawadiacko, a ja udałam, że próbuję go dosięgnąć.
- Gdybyś był bliżej... - nie dokończyłam.
- ...Tobym dostał w pysk - roześmiał się.
- Tak, dokładnie! Niech ja cię tylko dorwę... - dodałam jeszcze i ze zmrużonymi oczami zaczęłam do niego podchodzić.
- O nie, a jak mnie złapiesz?! - powiedział piskliwym głosem Ben.
- ,,Jak cię złapie to cię zjem!" - zaintonowałam melodię z zabawy, w którą często grało się w przedszkolu.
- Aaa! - krzyknął chłopak i zaczął ,,uciekać" zabójczo szybkim stępem.
- Uważaj, żebyś się nie zabił! - roześmiałam się. Co za idiota... Po chwili chłopak zsiadł z konia, więc ja zrobiłam to samo.
- Mój kochany idiota - wymruczałam do niego.
- Kocur! - zamiauczał.
- Idiota - powiedziałam dobitnie stając naprzeciw niego.
- Ty mnie obrażasz - zachlipał.
- Wcale nie - spojrzałam mu w oczy.
<Benjaminek? ;*>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz