Spojrzałam na niego. Na język nasunęło mi się przekleństwo, ale przygryzłam wargę i odwróciłam wzrok. Dopiero co wytaplałam się z błota, nadal byłam wściekła, ale ta jego mina... Zaczęło topnieć mi serce. Dosłownie. Do moich oczu ponownie napłynęły łzy. Po chwili ciurkiem polały się po moich policzkach. Nigdy, przenigdy nie widziałam chłopaka, który by tak czegoś żałował. Nigdy. Złość mieszała się z tym dziwnym uczuciem bezradności i czegoś jeszcze. Zatrzęsłam się z zimna, nie miałam na sobie praktycznie nic.
- Melloow, boże, nie płacz, proszę! - powiedział trzęsącym się głosem. Oswobodziłam dłonie i chciałam powoli kucnąć, ale kolana odmówiły mi posłuszeństwa, i po prostu padłam przed nim jak on przed chwilą przede mną. Nie czułam mokrej ziemi pod nogami, ani mojej trzepoczacej bluzki. Bo widziałam tylko jego zapłakane oczy. Łzy znowu nie dały mi spokoju.
- Zrozum, ja... ja cię kocham, boże, ja nie chciałem! - łkał, a ja ponownie starłam jego łzy. Dotknęłam jego mokrej twarzy.
- To nie twoja wina... - wyszeptałam łamiącym się głosem. - Ja powinnam powiedzieć ci wcześniej, c.holera, ja, ja... - nie mogłam złapać powietrza. On nie wiedział jaki był powód mojej agresji. Nikt nie wiedział. Poza nimi trzema... Znowu zapłakałam.
- Przestań, spokojnie, cicho... - próbował mnie wyciszyć, ale nie udało mu się. Delikatnie go objęłam. Naprawdę delikatnie. Chłopak powoli zrobił to samo.
- Cała się trzęsiesz, chodź do środka... - próbował wstać, ale z bezradności złapałam go za rękę. Pokręciłam głową i pociągnęłam nosem. Wzięłam głęboki oddech, ale to nic nie dało. Próbowałam się uspokoić.
- Słuchaj... Ty myślisz, że ja... Że mój charakter był taki od początku, ale... Nie - zaczęłam chlipiac.
- Spokojnie - próbował mnie uciszyć, ale pokręciłam głową i kontynuowałam. Czułam, że teraz jest ten moment, i jeśli tego nie zrobię, to nie zrobię tego już nigdy.
- To było rok temu, w moje urodziny - wzięłam oddech. Chłopak przyglądał mi się z napięciem na twarzy. - Poszłam wtedy do klubu, jednego z najgorszych w mieście. Koleżanka mnie zaciągnęła. Mówiła... Mówiła, że jest dobra zabawa, kiedy weszłyśmy, ona poszła w jedną, a ja w drugą stronę. Poznałam... Poznałam chłopaka... Znaczy... Trzech chłopaków. Było fajnie, nigdy się tak nie bawiłam. I wtedy... Wtedy... Choler.a, oni... - zaczęłam się jąkac i nie potrafiłam nad tym zapanować. Tak ciężko jest to wydusić, wypluć z siebie!
- Nie musisz kończyć... - próbował Benjamin, ale spojrzałam na niego w ten sposób, że zamilkł.
- Oni zamówili mi drinka... Ten drink... On... Była w nim pigułka! - prawie to wykrzyczałam. Nie panowałam nad łzami, myślałam, że mi ich braknie. - Było ich trzech, i... pamiętam każde słowo, które tam padło, każdy gest, i ten ból, ten cholern.y ból... - byłam roztrzęsiona, cała się telepotałam. Ben chyba chciał coś powiedzieć, ale otworzył usta, i nic z nich nie wydobył.
- Nie był to mój pierwszy raz, ale nikt nigdy mnie tak podle nie potraktował. Nigdy później nie miałam chłopaka... nie całowałam się, nie wpakowywałam się do łóżka, ani... Kocham imprezować, spijać się, wyzywająco ubierać, ale robię to... Robię to żeby zapomnieć - to ostatnie słowo ledwo wymówiłam, wargi odmawiały mi posłuszeństwa...
<No to.... Ben?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz