sobota, 24 stycznia 2015

Od Mellow CD Rosemary

Roześmiałam się. Czy ta idiotka naprawdę miała o sobie tak wielkie mniemanie, że mogła sądzić, że przyszłam tu w środku nocy specjalnie dla niej? Dobre sobie...
- Tak, śledziłam cię od samego początku - prychnęłam rozbawiona.
- Wiedziałam... - mruknęła sierotka.
- Jesteś skończenie głupia, wiesz o tym? - cmoknęłam z aprobatą.
- Lepiej być głupim niż głupszym - odgryzła się.
- Skoro brakuje ci argumentów... - wydęłam policzki.
- Co tu w ogóle robisz? - zapytała kąśliwie.
- O to samo mogłabym zapytać CIEBIE - odpowiedziałam ze złośliwym uśmieszkiem.
- Pierwsza zapytałam.
- Spiepszaj... Nie trzeba być detektywem, żeby zgadnąć, że taplałaś się w błocie. Albo raczej: taplałaś się w błocie żeby zatuszować ślady po wcześniejszym spotkaniu z żyletka - roześmiałam się grubiańsko.
- Ty zawsze wiesz lepiej, prawda?! - krzyknęła.
- Oczywiście, skarbie - cmoknęłam i weszłam do boksu Somalii. Kuceł już przysypiał i zdziwi się na moje nadejście. Dziewczyna popatrzyła na mnie dziwnie i odezwała się kwaśno:
- Bo uwierzę, że przyszłaś dać konikowi buzi na dobranoc!
- Kretynka z ciebie - stwierdziłam i wyjęłam z kieszeni biały proszek. Wysypałam go na rękę i dałam na to smakołyk. Lilka natychmiast go złapała, przy okazji zlizując lekarstwo. Ostatnio często łapała kaszel i musiałam jej dawać witaminy na odporność, koniecznie wieczorem. To dziwadło popatrzyło na mnie jakbym dawała jej co najmniej narkotyki.
- Nie wiem co to, ale nie powinnaś jej tego dawać - mruknęła zabierając się do wyjścia.
- Pewnie, wiesz lepiej od weterynarza. I To DOBREGO weterynarza, nie jakiegoś tam wieśniaka, który pewnie bada twoją szkapę - powiedziałam zrozumiałym tonem. Poklepałam Lilę po łopatce i wyszłam z boksu.
- I tak powiem trenerce, żeby zobaczyła jak dajesz temu kucowi jakiś doping - wskazała na mnie oskarżycielsko i wybiegła że stajni. Wyruszyłam ramionami. Tacy jak ona lądują w wariatkowie, a później w ziemi, na cmentarzu. Pogłaskałam jeszcze Espadę przez drzwi boksu po pysku i spokojnym krokiem wyszłam ze stajni.
***
Rano wstałam wcześnie i szybko się ogarnęłam. Dzisiaj lekcje zaczynałam od jazdy, więc ubrałam czarne bryczesy ze skórzanymi lejami, a na wierzch czarną, ciepłą bluzę z różowym napisem ,,I'm sweet girl" i kucykiem pony. Gdy wyjrzałam za okno, zauważyłam, że śniegu jest bardzo mało, więc na nogi wysunęłam skórzane oficerki. Z włosów zrobiłam na karku niskiego koka, a do ręki zabrałam kask. Dzisiaj ćwicze na Espadzie woltyżerkę, więc kask się przyda. Zgarnęłam z kuchni słodką bułkę i małe jabłko dla konia, jeśli dobrze się spisze. Wchodząc do stajni usłyszałam popową muzykę, która wprawia mnie w dobry humor. Z zadowoleniem wzięłam z siodlarni szczotki i sprzęt i ruszyłam do Espady. Zostało mi mało czasu, poza tym był jak zwykle czysty, więc założyłam mu tylko sprzęt, a pod pas do woltyżerki czarną podkładkę z różowa lamówką, która pasowała do mojej bluzy. Moja ostatnia trenerka kazywała zakładać też owijki, także całego kompletu dopełniały czarne "szmatki" na nogach konia. Poszłam szukać nauczycielki. Na hali spotkałam całkiem przyjemną, młoda kobietę, która od razu przypadła mi do gustu, bo była dobrze ubrana. Powiedziała, że nie uczy tu cały czas, ale dojeżdża na treningi woltyżerki.
- Możesz wyprowadzać konia – powiedziała. – I przekaż to innym, jeśli jest tam ktoś jest.
- Okej! – rzuciłam wychodząc z sali. W stajni był duży ruch, więc krzyknęłam na głos: ,,na trening woltyżerki wyprowadzać konie do hali!”. Wzięłam wodze Espady i ruszyłam do hali, na której na szczęście nikogo nie było.

<Roszemarze? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz