piątek, 16 stycznia 2015

Od Melloow - C.D Rose

Prychnęłam. - Na twoim miejscu zakryłabym te szramy - wskazałam z daleka na nią palcem. - Przecież i tak już wszystkim rozgadałaś - wzruszyła ramionami. - Nie o to chodzi. One degustują - skrzywiłam się i odwróciłam na piecie. To ohydne, jak ona wyglądała. - Ty też mnie degustujesz i nie każę ci nosić maski i worka! – krzyknęła. - Ale ja ci każę – oparłam rękę na biodrze i uśmiechnęłam się złośliwie. Nie zwracałam już uwagi na jej bełkotanie, tylko zaczęłam trening. Najpierw rozgrzewka, rozciąganie, podstawowe figury, a potem układ i ruchy. W magazynku znalazłam konia gimnastycznego, którego wytargałam na środek sali i zaczęłam pokaz. Wyobraziłam sobie, że mam pod sobą Espadę… Co było trudne, zważywszy na to, że koń był sztywny, drewniany, nieruchomy i nie brykał. Puściłam swoją muzykę i zadowolona kontynuowałam ćwiczenia. Po pewnym czasie rozładował mi się telefon i ze złością musiałam wykonywać układ do muzyki czupiradła. Po kilku minutach stwierdziłam, że do jej dennych, beznadziejnych piosenek nie da się tańczyć, i ruszyłam na siłownię, zostawiając konia na środku sali i otwarte drzwi. Niech ona to posprząta, ja wyszłam pierwsza. *** Na siłowni było nudno, posiedziałam tam około godziny, ale nie lubię takiego typu sportu… z resztą dla kogo wyciskanie jest ciekawe? Poszłam do pokoju się przebrać, gdzie ubrałam lekki strój do joggingu. Na dworze było zimno, ale miałam nadzieję, że rozgrzeję się przy biegu. Zabrałam ze sobą też smycz i psie smakołyki. Nie zaszkodzi potrenować też Aure, przy okazji. Byłam już rozgrzana, więc tylko poszłam po psa i łaskawie poinformowałam recepcjonistkę, że idę na spacer do lasu. Po chwili już biegłam wśród drzew. TO się nazywa sport. Po pół kilometrze zwolniłam do marszu. Suka szła idealnie przy mojej nodze – nie przyspieszała ani nie ciągła. To się nazywa równanie. Zareagowałaby na każdą moją komendę, zarówno ,,szczuj!” jak i ,,spokój!”. Nie to, co ten agresywny kundel ze schroniska. Jak się bierze psa, to też trzeba go wychować… Parsknęłam śmiechem, zatrzymałam się i podniosłam palec, co zmusiło Re do skoncentrowania na mnie uwagi. Odpięłam smycz i skierowałam palec w dół, na co pies usiadł. Potem kazałam dać położyć się, dać głos, dać łapę, żeby w końcu się obróciła. Wzięłam więc patyk i rzuciłam, a ona złapała go w powietrzu i przybiegła do mnie. - Moja cudowna, wytrenowana sunia! – wzięłam jej łeb i pocałowałam w nos. Byłam ciekawa czy pamiętała coś ze stania na dwóch łapach… i gdy tylko dałam polecenie, Re natychmiast je wykonała. Dałam jej smakołyk i ćwiczyłam z nią dalej. Szybko łapała o co chodzi, i przez sam spacer zdążyłam nauczyć jej buziaka. Droga powrotna zajęła nam mniej czasu – biegłam szybciej i z większą ochotą. Było już ciemno, ale nie bałam się, że nie trafię do akademii. Aure spokojnie by trafiła. Gdy dotarłam do budynku, cicho otwarłam drzwi i wślizgnęłam się do środka. I wtedy ktoś na mnie wpadł. Był to nie kto inny jak czupiradło. - Ja pierdolę, paciaro, zanim zaczniesz tańczyć, naucz się chodzi! – syknęłam wrednie w jej stronę. Co za skończona sierota… zamiast tak przemykać mogłaby iść normalnie jak człowiek!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz