-No w końcu znalazłaś go...-uśmiechnąłem się (z ulgą).
-Tak...-popatrzyła na mnie uradowana.
-Gdzie był?-spytałem podchodząc do dziewczyny.
-No trochę daleko z tond był zaplątany w druty kolczaste.-skrzywiła się obmywając rany konia.
-To grubo...-popatrzyłem na nie wielkie rany.
Po tym wszystkim Lena wstawiła konia do boksu i poszliśmy do salonu.
(Lena? Moja wena [*])
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz